Warning: count(): Parameter must be an array or an object that implements Countable in /libraries/cms/application/cms.php on line 471
„Horror w bibliotece” - zakończenie może być tylko jedno... (2) - Bibliotekarz Lubuski

„Horror w bibliotece” - zakończenie może być tylko jedno... (2)

horror11 krwawych opowieści nadesłano na pierwszy konkurs literacki „Horror w bibliotece”, zorganizowany przez Bibliotekę Pedagogiczną Wojewódzkiego Ośrodka Metodycznego w Gorzowie z okazji tegorocznego Tygodnia Bibliotek.

Horror w bibliotece : ciąg dalszy... (wersja druga)

Patrycja Sęp

Udało jej się zapalić światło. Szmery ustały jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. Dziewczyna wróciła na górę, wciąż zastanawiając się skąd dobiegały odgłosy. - Może mi się przesłyszało, ostatnio źle sypiam – pomyślała, próbując tłumaczyć swoje przerażenie.
Usiadła w fotelu, przy bibliotekarskim biurku. Uspokoiła się i zapomniała o szmerach, aż do momentu, gdy nagle usłyszała dobiegające z dołu kroki, potem dźwięk upadających książek i coś jakby śmiechy dzieci. Zerwała się na równe nogi i – przecież nikogo poza nią tu nie było... Bez zastanowienia wybrała numer swojego asystenta Roberta i czekała na jego przyjazd. Gdy wysoki mężczyzna w podeszłym wieku zjawił się na miejscu, Martyna poczuła ulgę. A ponieważ wciąż dało się słyszeć dziwne dźwięki zeszli razem do starego magazynu. Ale tam panowała już cisza, wszystkie książki były na swoim miejscu. Mężczyzna stwierdził, że Martyna pewnie jest przemęczona i poradził by poszła do domu. Został sam w bibliotece. I po chwili… zaczął odczuwać czyjąś obecność. Przestraszył się. Ale postanowił udawać, że nic się nie stało. I nie sprawdził, co dzieje się na dole.
Następnego dnia Martyna spotkała 80- letniego Karola Krytusa, zawsze uśmiechniętego staruszka, który słynął z tego, że gdy zadawano mu pytanie, udawał że ma problemy ze słuchem i zaczynał opowiadać wojenne historie. Wszyscy jednak lubili go i szanowali. Tego dnia przyniósł wielki karton z książkami jednej autorki, Antoniny Rakle. Jej książki uważane były za przeklęte, ze względu na samobójstwo autorki, które się wydarzyło się 11 lat temu. Pisała mroczne, nieco pomieszane historie. Każda książka miała innego, dziecięcego bohatera, a co najdziwniejsze – w połowie utworu każdy z nich umierał i to w niewyobrażalnie makabryczny sposób. Po ich uśmierceniu pisarka we wszystkich książkach zostawiała dokładnie 47 wolnych stron, aby dalej kontynuować historie fragmentem artykułu z amerykańskiej gazety z 1958 roku o morderstwie 5-latki. Nikt nie wiedział po co to robiła. Uważano ją za wariatkę, a jej książki ignorowano. Aż same dały o sobie znać.
Martyna przyjęła książki Antoniny Rakle z czystej dobroci. Starannie układając je w magazynie rozmyślała o tym, dlaczego mają tak złą sławę. Wyciągnęła jedną ze środka i przekartkowała. Zauważyła, że książka ta jest napisana do końca. To było niemożliwe ! Autorka nigdy nie zapisywała wszystkich kartek. Wczytując się w tekst zauważyła, że w miejscu końca słów historia ciągnie się dalej, jednak charakter tekstu jest inny, jakby pisała to inna osoba. Dziecko? Wzięła następny i następny egzemplarz. Wszystkie było zapisane. Od połowy wyglądały jak pamiętnik pisany dziecięcą ręką. Czy ktoś robi sobie z niej żarty? Zaniepokojona postanowiła to sprawdzić. Odwiedziła starą bibliotekę przy ulicy Warszawskiej, słynącą z tego, że przez całe noce paliły się w niej jasne światła. Sprawdzała wszystkie wydania książek Antoniny. Były niedokończone. Ktoś ze mnie żartuje – powiedziała ze złością.
Po powrocie do domu wgłębiła się w biografię pisarki. Dowiedziała się też, gdzie mieszkała autorka przeklętych książek. Postanowiła się tam wybrać i popytać sąsiadów. Podwórko i dom z zewnątrz wcale nie wyglądały na opuszczone. Klomby były świeżo wyplewione, tarasowa podłoga lśniła czystością. Podeszła do okien. Chciała coś zobaczyć, usłyszeć, dowiedzieć się, dlaczego z magazynu jej biblioteki dochodzą przerażające odgłosy. Była pewna, że wszystko to ma jakiś związek z książkami Antoniny. Chichoty i szepty pomordowanych dzieciaci, które cichły zaraz po zapaleniu światła.
Martyna nagle usłyszała jakiś męski głos z wnętrza domu. Już gdzieś go słyszała...No tak! Starszy pan od paczki z książkami! Co on robi w domu zmarłej pisarki? Ostrożnie zajrzała przez okno do środka, jednak było dokładnie zasłonięte. Nagle usłyszała dźwięk otwieranych drzwi z tyłu domu. Pobiegła za dobiegającym skrzypieniem. Karol na jej widok wpadł w panikę. Zanim Martyna zdążyła coś powiedzieć, z domu wydobył się piskliwy głos starej kobiety.
- Karolu...Wszystko w porządku?. Martyna spojrzała przez otwarte drzwi. I zmarła. W fotelu przy kominku siedziała 75-letnia Antonina Rakle. - Zapraszam do środka – powiedział zrezygnowany starzec. -P-pani Rakle? - wykrztusiła Martyna.
- Tak, to ja… - odpowiedziała kobieta.
- Ale ja myśl… - nie zdążyła dokończyć, bo pisarka jej przerwała. - Tak, wiem. Myślałaś i wszyscy inni myśleli, że nie żyję. Swoje samobójstwo upozorowałam, bo bałam się, że ktoś wpadnie na trop…
-Jaki trop?
- Usiądź kochanie i sama posłuchaj
Martyna usiadła.
- Ja i Karol – zaczęła mówić Antonina – jesteśmy małżeństwem od 50 lat. Karol miał smutne dzieciństwo, ojciec go bił. To wtedy przesiąknął złem. Najbardziej na świecie nienawidził dzieci. Denerwowało go ich niekulturalne zachowanie, nieporadność oraz niewiedza. Przez ostatnie 65 lat zabił ich 47. Najmłodsze miały 2 lata, najstarsze 14. Żadnego nie było mu żal. Po ukazaniu się moich książek ludzie zaczęli podejrzewać mnie i moją rodzinę o morderstwa. Wtedy upozorowałam własną śmierć. I policja przestała się nami interesować. Wszystkie morderstwa opisane w moich książkach to zbrodnia mojego męża. Czy mam mu to za złe? A skądże. Również nie znoszę małych bachorów zadających miliardy pytań...
Osłupiała Martyna siedziała skulona w fotelu. Nie wiedziała co zrobić z tą straszną historią.
- Pewnie się zastanawiasz, jak to możliwe, że tak długo nikt się nie zorientował, że żyję – ciągnęła kobieta. - Wszystkim zajmował się Karol. Zakupy, rachunki. Poza tym nikt nie wiedział, że byliśmy małżeństwem. A czy nudziłam się w izolacji? Skądże! Nawet nie wiesz, kochana, ile zajęć ma 75 letnia kobieta w domu! - zaśmiała się Rakle.
- Cz-czy nie macie wyrzutów sumienia? - wymamrotała dziewczyna.
- Nie, 10 lat temu sama często pomagałam w zacieraniu śladów. A jak pewnie się domyślasz, te 47 wolnych stron w każdym wydaniu, to ilość zabitych dzieciaków. Każda strona jest czymś w rodzaju upamiętnienia. Skąd akurat 47? Właśnie tyle ofiar już na na początku zaplanował Karol, bo jego ojciec zmarł w wieku 47 lat.
- To „prezent” dla niego – dopowiedział Karol.
- To-to chyba dla mnie za dużo - powiedziała słuchaczka – lepiej już pójdę.
- Nie, nie, czekaj - powiedzieli oboje – Chcemy ci coś pokazać.
Karol złapał Martynę za ramię. - Puść mnie – krzyknęła.
- Chodź za mną - powiedziała Antonina.
Zeszli do piwnicy, gdzie zobaczyła coś, co nie mieściło się w głowie normalnego człowieka. Ciała 47 dzieci, poubierane w idealnie czyste, dziecięce ciuszki z lat 20, siedziały przy stolikach. Wszystkie miały dziwnie powykręcane czaszki. Wyglądało to makabrycznie.
- Wiesz, w ostatnich latach często słyszałam chichoty dobiegające z piwnicy – przyznała staruszka.
- Różne przedmioty mi się przewracały i miałam wciąż dziwne uczucie, że nie jestem sama. W końcu zorientowałam się, że to dusze tych dzieci nas nękają. Ze starej rodzinnej księgi dowiedziałam się, że aby się ich pozbyć trzeba oddać wszystkie książki jednej osobie. Wtedy dusze zamieszkają w nowym miejscu...
- Spodobał mi się ten sposób – zachichotała Antonina.
Martynie jednak nie było do śmiechu.
- Sama wiesz, jak się tego pozbyć – wyszeptała pisarka. - Oddaj komuś książki, wtedy zbłąkane dusze zostawią cię w spokoju, a przejdą na następną osobę. I tak będą sobie wędrować od jednego do drugiego, aż kogoś doprowadzą do szaleństwa. Martyna nie chciała tego dłużej słuchać. Wyrwała się Karolowi i pobiegła prosto na komisariat. Policjanci próbowali ją ignorować, jednak nie ustąpiła, zmusiła ich, aby zajęli się sprawą.
Po miesiącu wróciła do pracy z nadzieją, że wszystko się skończyło. A jednak nadal dało się słyszeć głosy. Zeszła na dół i stanęła pod drzwiami. Z piwnicy dobiegały chichoty. Otworzyła drzwi. Zapaliła światło, wszystkie dźwięki ustały. Znów zgasiła i zapaliła . -To coś odzywa się tylko w ciemności!
Martyna postanowiła spalić wszystkie książki. Na drugi dzień znów stały na półkach. Nie rozumiała tego, przecież tak się dzieje tylko w filmach – nie w prawdziwym życiu… Udręczona i zrezygnowana postanowiła oddać komuś wszystkie książki. Urządziła kiermasz przed biblioteką. Zjawił się nawet jeden chętny. Chciał kupić wszystkie tomy. Wyglądał nieco dziwacznie. Martyna powiedziała sobie w duchu, że „skoro sam tego chce, to nie będzie się czuła wina… Oddając książki raz jeszcze je przekartkowała. „Dziecięcych” dopisków nie było. Jak gdyby żyły tylko w gmachu biblioteki.
Następnego dnia Martyna przyszła jak zwykle do pracy. W całym budynku było cicho i spokojnie, nawet w magazynie.
Chciała się jednak poznać prawdę. Wybrała się ponownie do starej biblioteki przy Warszawskiej i opowiedziała zaprzyjaźnionej bibliotekarce o swoich przeżyciach.
- Dusze pomordowanych, nigdy nie odnalezionych osób nękają miejsca, w których znajdują się książki z opisami ich śmierci – wyjawiła jej kobieta. - Ale robią to tylko w ciemnościach. I dlatego w naszej bibliotece specjalizującej się w powieściach grozy cały czas palą się światła.
Martynie zrobiło się żal mężczyzny, któremu oddała książki. Cieszyła się jednak, że jest wolna.
Antonina i Karol zostali aresztowani. Pisarka zmarła po 3 miesiącach odsiadki, ponieważ od kilku lat zmagała się z rakiem. Teraz morderczą parę nazywano „ Bonnie i Clydem”, tylko że od morderstw niepełnoletnich.
Życie płynęło dalej. Martyna zaczęła nowy rozdział, przeprowadziła się do innego miasta, Lublina, bowiem chciała zapomnieć o mrocznych wydarzeniach. Nadal pracuje w bibliotece. To jej ukochany zawód. Tajemniczy kupiec, którego obarczyła problemami, nigdy się z nią nie skontaktował.
Dla niej, zagadka, nadal nie została rozwiązana…


Biblioteka Pedagogiczna Wojewódzkiego Ośrodka Metodycznego w Gorzowie