Warning: count(): Parameter must be an array or an object that implements Countable in /libraries/cms/application/cms.php on line 471
Adam Dekarczyk – pionier witnickiej kultury - Bibliotekarz Lubuski

Adam Dekarczyk – pionier witnickiej kultury

 

altMiejska Biblioteka Publiczna w Witnicy powstała w 1945 roku i należy do najstarszych polskich bibliotek na Ziemiach Zachodnich. Nie powołała jej do życia decyzja administracyjna, ale prywatna inicjatywa miłośnika książek, a utrzymywali ją czytelnicy płacący abonament. Twórca biblioteki Adam Dekarczyk był nauczycielem, animatorem kultury i żołnierzem.

Urodził się w 1905 roku we wsi Milew, w powiecie mińsko-mazowieckim. W życiorysie napisał: Rodzice mieli gospodarstwo rolne 8 hektarowe. Po dojściu do wieku szkolnego, ponieważ we wsi nie było szkoły, uczyła nas „babka wiejska” czytać, bo pisać sama nie umiała, metodą sylabizowania. Pisać nauczył nas także taki domorosły nauczyciel, który uczył chłopskie dzieci. Do prawdziwej szkoły poszedłem dopiero w roku szk. 1917/18 w Mroczkach, wsi oddalonej od Milewa o 1,5 km. Przyjęto mnie tam do klasy czwartej, którą skończyłem. Na następne dwa lata chodziłem do szkoły w Kałuszynie, miasta oddalonego o 4,5 km. Skończyłem tam klasę V i VI, a ponieważ w Hucie Mińskiej otwarto preparandę nauczycielską*, ponieważ miałem chęć zostać nauczycielem, przyjęto mnie na II kurs tejże preparandy, którą ukończyłem w 1922 roku i następne 5 lat uczyłem się w Państwowym Seminarium Nauczycielskim im Stanisława Konarskiego w Warszawie, które ukończyłem i dostałem dyplom nauczyciela w 1927 r.

 

Żołnierz

Do wojny Adam Dekarczyk pracował w kilku mazowieckich wsiach jako nauczyciel lub kierownik szkoły powszechnej. W 1930 roku ukończył Szkołę Podchorążych Rezerwy Piechoty w Zambrowie. W czasie wakacji uczestniczył w kilku sześciotygodniowych szkoleniach wojskowych. W 1936 roku awansował na porucznika. We wrześniu 1939 roku dowodził kompanią w batalionie zapasowym 71 Pułku Piechoty. W sierpniu 1944 roku został powtórnie zmobilizowany. 16/17 marca 1945 roku forsował Nysę jako dowódca kompanii rusznic przeciwpancernych. 24 marca został postrzelony w kolano. W lipcu opuścił szpital i został zdemobilizowany. Nie wiadomo na pewno, jak Adam Dekarczyk i jego żona Stefania dotarli do Witnicy. Historyk Zbigniew Czarnuch przypuszcza, że jakiś jej lub jego krewny służył w 5. Dywizji w jednostce, która stacjonowała w Krzeszycach. Krzeszyce zaś łączyły się ze światem przez stację kolejową w Witnicy. W czasie odwiedzin Dekarczyk trafił do naszego miasteczka – i spodobało mu się tutaj.

 

Pionier

W sierpniu państwo Dekarczykowie przyjechali do Witnicy, przywożąc ze sobą... kartony z książkami. 15 sierpnia otworzyli w centrum Księgarnię i Wypożyczalnię Książek „Pionier”. Taka data widnieje w kwestionariuszu osobowym Adama Dekarczyka. Drugim pisanym świadectwem powstania „Pioniera” jest relacja Ziemowita Szumana, kierownika wydziału oświaty w Starostwie Powiatowym w Gorzowie, który wizytował Witnicę w dniach 13-15 września 1945 roku. W sprawozdaniu napisał, że rozmawiał z właścicielem księgarni. Oba dokumenty dowodzą, że nasza biblioteka należy do najstarszych polskich bibliotek na Ziemiach Zachodnich. Była też pierwszą publicznie dostępną biblioteką w historii miasta, bowiem Niemcy prowadzili jedynie biblioteki szkolne. Łucja Koryzna z d. Biel, dobrze pamięta pierwszy kontakt z wypożyczalnią i jej właścicielem: Mamusia, wracając z kościoła, powiedziała: „Wyobraźcie sobie, że w Witnicy jest biblioteka. Jakiś pan ze wschodu przywiózł książki”. To był pan Adam Dekarczyk. Mama wstąpiła do środka i powiedziała: „Chciałabym zapisać córkę”. Był październik 1945 roku, miałam wtedy trzynaście lat. Mama mnie zapisała, a ja od razu tam poszłam. Dygnęłam (wtedy się przed dorosłymi dygało) i powiedziałam: „Dzień dobry”. „A jak ty się nazywasz?”. „Bielówna”. „Żona mi o tobie mówiła. Będziesz mi pomagać”. Pani Stefania, żona pana Dekarczyka, uczyła nas w szkole prac ręcznych. Pan Dekarczyk uczył dzieci, że przed czytaniem trzeba myć ręce, żeby książkę jeszcze w coś zawinąć, nawet jeśli już jest w coś obłożona. Bo książki były okładane, chyba w szary papier.  Pan Dekarczyk odwijał okładkę, przewracał na drugą stronę i podklejał, bo skąd było wziąć nowy papier? Był problem, że niektóre książki były zniszczone. Pan Dekarczyk poprosił, abyśmy je z koleżankami-harcerkami podklejały. Klej nazywał się dekstryna. Był to żółty proszek, który się rozrabiało w wodzie. (…) Kiedy  w bibliotece była przerwa, kiedy nie było czytelników, myłyśmy półki i podłogi. Robiłyśmy to z własnej woli, nie z obowiązku. Bywałyśmy tam raz w tygodniu.

Na siedzibę wypożyczalni został wybrany lokal zajmowany wcześniej przez fotografa C. Koppego. Marek Troszczyński, krewny Adama Dekarczyka: Wchodziło się tam po schodkach. (...) Nad wejściem był napis na tynku: „Prywatna księgarnia Adam Dekarczyk”. Gdyby ten tynk zbić, to byłoby widać. To był kiedyś ładny budynek. Miał wieżyczki... Taki mały „zameczek”. Nie wiem, komu za komuny przyszło do głowy, żeby tam zrobić płaski dach.

Stefania Dekarczyk pracowała jako nauczycielka, a popołudniami pomagała mężowi w prowadzeniu interesu. Zbigniew Czarnuch, wówczas piętnastoletni czytelnik „Pioniera”: W pierwszym pomieszczeniu znajdował się sklep, a dalej była biblioteka. Tu można było wypożyczyć książkę i przeczytać czasopisma, bo kiosku Ruchu jeszcze w Witnicy nie było. Biblioteka posiadała katalog kartkowy. Za korzystanie z biblioteki wnosiło się miesięczną opłatę, co było odnotowywane w zeszycie. Łucja Koryzna: Czytelnicy byli zapisywani w zeszytach. Było tam imię, nazwisko i miejsce zamieszkania, a przy dzieciach jeszcze która klasa. Jak ktoś oddał książkę, pan Dekarczyk wykreślał mu ją w zeszycie. Zbigniew Czarnuch: Firma była jednocześnie księgarnią i sklepem papierniczym. Można w nim było znaleźć wszystko, czego się potrzebowało: zeszyty, ołówki, gumki... Ale klient sam decydował, czy opłaca mu się kupić zeszyt, czy też pójść do jakiejś fabryki po druki i pisać na odwrotnej, czystej stronie. Byłem wtedy bardzo rozczytany, z dużymi emocjami wertowałem ten katalog: „Co też w nim dzisiaj znajdę?” Zaczytywaliśmy się wtedy Karolem Mayem i powieściami francuskimi, m.in. „Hrabią Monte Christo”. Łucja Koryzna: Wypożyczaliśmy bajki, „Placówkę” chyba... Mało tych książek było... Zbigniew Czarnuch: Adam Dekarczyk skupował książki od prywatnych osób. Łucja Koryzna: (...) apelował, że jeżeli ktoś ma książki, to żeby je przynosić. Nie pamiętam, czy żeby podarować, czy tylko pożyczyć bibliotece. Rodzice zabrali ze Stanisławowa trochę książek, ale wszystko mama oddała do biblioteki. Chyba był wśród nich Stary i Nowy Testament w czarnej oprawie. Bo ten, który mam po rodzicach, to już jest wydanie powojenne. Nie tylko my, inni również przekazywali swoje książki do biblioteki. Jeśli jedna osoba coś ciekawego wypożyczała, to potem wypożyczaliśmy tę książkę między sobą. Wielu uczniów dojeżdżało do gimnazjum do Gorzowa. Oni też korzystali z biblioteki pana Dekarczyka. Zbigniew Czarnuch: W dokumentach z lat 40. i w 1958 r. Adam Dekarczyk występuje jako witnicki radny. W styczniu 1949 burmistrz Stefan Hrycan zrezygnował z funkcji burmistrza. Jego miejsce zajął Jan Stelmaszyk, a stanowisko jego zastępcy objął Adam Dekarczyk. W czasie „wiceburmistrzowania” prywatna biblioteka została wykupiona przez miasto i przeniesiona do budynku dzisiejszego Domu Kultury przy. ul. Gorzowskiej. Od 1 stycznia działała jako Miejska Biblioteka Publiczna w Witnicy. Jej kierownikiem został... dotychczasowy właściciel. Pełnił tę funkcję do 31 marca 1953 roku. W latach 1953-57Adam Dekarczyk prowadził świetlice zakładowe w kaflarni i fabryce mebli. W 1957 roku objął kierownictwo domu kultury.

 

Animator

Dowódca kompanii w Szkole Podchorążych, napisał w opinii, że podchorąży Dekarczyk posiada zdolności artystyczne. Można się domyślać, że zostały one objawione już w czasie pracy nauczycielskiej. W Witnicy Adam Dekarczyk rozwinął skrzydła. Łucja Koryzna: (...) miał dwie namiętności: reżyserowanie przedstawień i bibliotekarstwo. Dlatego dzielił czas pomiędzy bibliotekę a Dom Strażaka w dzisiejszym Domu Kultury. Nauczył nas bajki „Czerwony Kapturek” i występowałam w tym przedstawieniu w restauracji „Lwowianka” przy dzisiejszej ul. Rutkowskiego.  Powiedział kiedyś mamie, że ma w planie wystawić „Damy i huzary”. Mama powiedziała: „To się dobrze składa, bo ja grałam w „Damach i huzarach” w Stanisławowie. I mamusia z nim ustalała stroje. Opowiadała, jak wyglądało to stanisławowskie przedstawienie. Był bardzo wesoły, dowcipny, ładnie śpiewał, miał dobry głos. Nie jestem pewna, czy śpiewał w chórze. Ładnie tańczył. Na zabawach pełnił funkcję konferansjera. Zbigniew Czarnuch: Niesłychanie sympatyczna postać. Człowiek tętniący życiem, uśmiechnięty. Urodzony tenor. Śpiewał na wszystkich akademiach. Słynna była jego wpadka, kiedy zaśpiewał „autobusy po niebie pływają”. Po wyjeździe strażaka Jana Ciecholińskiego był numerem jeden witnickiej kultury. Marek Troszczyński:  W Domu Kultury na Rutkowskiego przeprowadzał konkursy muzyczne. Był związany z gorzowskimi zespołami. Przeważnie grał na gitarze i na akordeonie. Czasami siadał i mi podgrywał. Ale nut u niego nie widziałem. Zbigniew Czarnuch: Później prawdopodobnie pracował w PUPiK – Przedsiębiorstwie Upowszechniania Prasy i Książek.

Marek Troszczyński:  Najpierw mieszkał w Witnicy, a do Gorzowa jeździł do pracy. W 1964-65 roku wyjechał do Gorzowa. Kiedy przyjeżdżał do nas do Witnicy (zwykle na dłużej), przywoził ze sobą akordeon. W Gorzowie również prowadził działalność kulturalną. Pięknie śpiewał i grał. Jeździł po Polsce z zespołami folklorystycznymi. Cały czas był w trasie. To kochał najbardziej.

Władysław Wróblewski

Miejska Biblioteka Publiczna

w Witnicy



(W artykule wykorzystano materiały nadesłane przez archiwum Lubuskiego Urzędu Wojewódzkiego w Gorzowie Wielkopolskim i Centralnego Archiwum Wojskowego im. mjr. Bolesława Waligóry w Warszawie-Rembertowie)


* W Polsce międzywojennej: kurs wstępny do seminarium nauczycielskiego