Netgeneracja, literatura i bibliotekarz
- Szczegóły
- Utworzono: czwartek, 28, lipiec 2011 08:14
- Joanna Wawryk
- Odsłony: 10371
Gdy ukazały się Cierpienia młodego Wertera, czytelnicy zafascynowani tą romantyczną powieścią zaczęli naśladować sposób ubierania głównych bohaterów (dla pań: białe suknie, różowe kokardy; dla panów: żółte fraki, niebieskie kamizelki), a co gorsze – lektura spowodowała falę samobójstw. Werteryzm ogarnął pokolenie romantyków. Co do siły utworu nie miał wątpliwości Mickiewicz, dlatego też Gustaw w Dziadach wymienia go, roztrząsając dzieje swojej miłości. Zaiste, dzieło Goethego okazało się „zbójecką księgą młodego wieku" [1], czyli taką, która kształtowała osobowość, wyrażała ducha czasów i w pewnym momencie przystawała do problemów odbiorcy, a nawet je wywoływała, dając równocześnie wzorzec uczuciowości i postępowania. Dziś Cierpienia... są czytane przez pasjonatów romantyzmu albo z obowiązku lekturowego, młodzież z własnej chęci raczej po tę pozycję nie sięgnie. Współczesna nastolatka to nie Lotta, nastolatek – nie Werter... W takim razie co teraz czyta młodzież? Czy w ogóle czyta? I czy dorośli są zorientowani w lekturach nastolatka?
Młodzież jako grupa czytelnicza wydaje się szczególnie wymagająca. Nad wyborami książkowymi młodszych dzieci łatwiej czuwać. Maluchów zwykle nie trzeba namawiać do kontaktu z książką – ich pierwsze spotkania z literaturą z reguły są pozytywne, problem zaczyna się wtedy, gdy na etapie szkolnym nie wykształci się w nich nawyk samodzielnego czytania, które łączy się z przyjemnością. Wyrabianie nawyku czytania jest bardzo ważne. Jeśli dobra lektura pomoże nastolatkowi przejść przez okres „burzy i naporu", można liczyć, że i w późniejszych etapach życia będzie on sięgał po książkę; stanie się regularnym czytelnikiem. Problem czytelnictwa młodzieży dotyczy również bibliotekarzy – oni też muszą wziąć udział w tej walce o „rząd dusz" czy raczej o zbuntowanego czytelnika, który ma duże wymagania. Jeśli na bibliotecznych półkach nie znajdzie on treści fascynujących, przestanie korzystać z biblioteki albo będzie to robić tylko z przymusu. A wówczas dziecięca wiara w świat książki nie przetrwa kryzysu znamiennego dla wieku dojrzewania.
Trochę statystyk
Jedno z peerelowskich haseł promujących czytelnictwo brzmiało: „Poświęć książce godzinę dziennie, w ciągu roku przeczytasz 18 000 stron, to jest 60 książek po 300 stron" [2]. To zalecenie może śmieszyć, niemniej wyliczenia dotyczące obecnego stanu czytelnictwa – już nie.
Według badań czytelniczych przedstawionych przez Zofię Zasacką, 14% piętnastolatków przyznało się do nieczytania książek. Dużo czy bardzo dużo – zależy jak na to spojrzeć. Biorąc pod uwagę lekturowy obowiązek szkolny, każdy nastolatek powinien przeczytać przynajmniej określoną pulę lektur. Z drugiej strony, młodzież może zawstydzić rodziców, bowiem 56% Polaków w 2010 roku nie miało kontaktu z jakąkolwiek książką! [3]
Dane statystyczne podają, że młodzież sięga po książkę najczęściej, gdy: choruje (82%), nudzi się (78%), chce poszerzyć wiedzę (72%), chce „uciec od rzeczywistości" (70%) [4]. Obecnie wybory czytelnicze są bardzo związane z popkulturą i – jak wynika z badań – oscylują wokół dwóch nurtów: literatury realistycznej i literatury fantastycznej. Młodzieży nie interesują historyczne gawędy. Chce czytać o tym, co „tu i teraz" lub pogrążyć się w świecie magii i fantazji, który – zdaniem Grzegorza Leszczyńskiego – jest atrakcyjny, gdyż daje nie tylko refleksję filozoficzną, ale i ponadczasowe wzorce życia opartego o prawdę, dobro i piękno [5].
Z kolei badania dotyczące czasu spędzonego w internecie dowodzą, że statystyczny Polak poświęca surfowaniu 2 godziny i 20 minut dziennie [6]. Ludzie młodzi są grupą najaktywniejszą w sieci. Ponadto 10% internautów deklaruje czytanie książek w internecie. Rozpatrując zagadnienie czytelnictwa wśród młodzieży, trzeba też pamiętać o tym sposobie czytelnictwa.
Tyle statystki. Liczby są nieubłagane i mogą przyprawiać o trwogę. Leszczyński twierdzi, że „jeśli młodzież nie czyta książek, nie jest to wina młodzieży, lecz książek" [7]. Nie tylko książki są winne, ale o nich najpierw.
Widmo cmentarza
Gdyby istniał Cmentarz Zapomnianych Książek (coś na kształt tego z powieści Carlosa Ruiza Zafóna Cień wiatru), trafiałyby tam lektury obojętne dla odbiorcy, niewzbudzające w nim większych emocji. Książka bowiem, by być żywą, musi istnieć w obiegu czytelniczym. Jeśli księgozbiór zalega na półkach, biblioteka staje się czymś między magazynem makulatury a archiwum pamięci utrwalonej w druku. Co prawda, nawet nigdy nie wypożyczana książka może w końcu trafić na swojego odbiorcę.
W Cieniu wiatru ta jedna wybrana książka odmieniła życie dziesięcioletniego Daniela. A powieść Zafóna stała się bestsellerem, który z czystym sumieniem można polecać czytelnikom. Przed Cieniem wiatru i Grą anioła autor napisał cztery powieści wydane w kategorii literatury młodzieżowej, ale miał nadzieję, że przypadną do gustu czytelnikom bez względu na wiek. Czytając Marinę czy Pałac Północy, można czuć niedosyt. Są tam motywy, które zostaną pięknie rozwinięte w obu późniejszych „barcelońskich" powieściach, ale brak im tej wielowarstwowości; są jak przedsmak późniejszych opowieści. Niełatwo napisać dobrą książkę dla młodzieży, która stałaby się hitem wśród „dorosłych" odbiorców. Wybór utworów odpowiednich dla nastolatków też nie jest prostą sprawą. Polecanie młodzieży książek, które czytało się, mając naście lat, może ...zniechęcić do czytania. Wypożyczane przez nastolatków tytuły często same nie osiągnęły pełnoletniości. Rodzic/dorosły/bibliotekarz nie może ich więc znać z okresu własnego dorastania. Ponadto dorosły nigdy nie odczyta książki tak samo jak młody odbiorca. Tym trudniejsze zadanie przed bibliotekarzami, którzy podejmą się wyselekcjonowania księgozbioru dla młodzieży.
„Jak nigdy wcześniej – twierdzi Grzegorz Leszczyński – biblioteka przeznaczona dla nastolatka musi być jego własną biblioteką, inaczej grozi jej banicja. Jego własna biblioteka to taka, która kusi nowoczesnością zbiorów, a nie zniechęca patyną staroci; prowokuje do pytań i zmusza do refleksji, a nie drażni mentorstwem narracji i belferstwem pouczeń; zamiast umoralniających książek eksponuje kontrowersyjne – takie, których lektura zmusi nastolatka do zmierzenia się z jego własnymi problemami, bo szydercza popkultura wiecznego rechotu i ignorancji nie pomoże mu w budowaniu wewnętrznego ładu. To ma być biblioteka dla czytelników, którzy nie gdzie indziej, tylko tu i teraz żyją i zmagają się z własnym losem" [8].
Wybór takich książek to trudne zadanie. Nie sposób wyselekcjonować księgozbioru tak, by zostały w nim tylko perełki literatury. Nie ma co liczyć, że nagle młodzież rozkocha się w Prouście (na niewiele zdają się zachwyty wąskiej grupy krytyków, która stwierdza, że coś jest arcydziełem, podczas gdy wybory czytelnicze są, jakie są). Cenne jest tu doświadczenie w pracy z młodzieżą, bo przede wszystkim trzeba słuchać samym zainteresowanych. Statystyki wypożyczeń i badania czytelnicze, rankingi, prestiżowe nagrody – to również ważne wskazówki. I oczywiście wypowiedzi specjalistów, m.in. pedagogów i literaturoznawców. Brakuje bibliotekarzy wyspecjalizowanych w czytelnictwie młodzieży. Jednakże ta problematyka jest dostrzegana przez środowiska związane z bibliotekami, o czym może świadczyć chociażby tegoroczna konferencja współorganizowana przez SBP pod hasłem „Między dzieciństwem a dojrzałością, czyli młodzież w bibliotece", podczas której prezentowano przykłady inicjatyw bibliotecznych na rzecz młodzieży [9].
W lesie dorastania
„Literatura dla młodzieży" – już sam termin jest nieostry, bo czy chodzi o książki, które autor pisał z myślą o młodzieży, czy o te, które dorośli chętnie poleciliby młodym osobom, czy też te, które faktycznie młodzież czyta? Najlepiej by było, gdyby autor, „pośrednik" książki i jej odbiorca byli tu jednomyślni. Różnie z tym bywa. Na przykład Pamiętnik narkomanki nie powstał z myślą o młodzieży, rodzic niekoniecznie sprzyja takiej lekturze dziecka, a młodzież nadal chętnie po nią sięga. W obiegu czytelniczym funkcjonuje duża grupa nowszych książek, w sposób znacznie drastyczniejszy ukazująca świat, bo rzeczywistość dla nastolatka nigdy nie jest łatwa.
Grzegorz Leszczyński, parafrazując tytuł znanej powieści Tomka Tryzny, napisał znakomite studium o Pokoleniu Nikt. Tę generację charakteryzuje poczucie zagubienia, brak zakorzenienia, poszukiwanie własnej tożsamości, czyli można by powiedzieć, że to, co w ogóle dotyczy każdego młodego pokolenia. Ale na ten niezmienny szkielet nakłada się tkanka tego, co cechuje współczesny świat i pozwala mówić o netgeneracji [10]. Już problemy z wyodrębnieniem poszczególnych pokoleń i ich nazewnictwem (np. Pokolenie JP II, Generacja X, Generacja Y), uświadamiają, jak szybko zachodzą zmiany pokoleniowe.
Jednak podstawowe zadanie stojące przed literaturą dla młodzieży wydaje się niezmienne. Przede wszystkim powinna mieć ona charakter inicjacyjny. Musi pomóc „przejść przez las", by wejść w dorosłość. W klasycznych baśniach u celu tego dosłownego i symbolicznego przejścia zwykle czeka dom (por. Jaś i Małgosia, Królewna Śnieżka, Tomcio Paluch), natomiast we współczesnych książkach dla dzieci takie rozwiązanie fabuły nie jest już oczywiste. Cóż dopiero w literaturze młodzieżowej! Ta przedstawia świat chaosu, zgiełku – czyli ukazuje archetypiczne doświadczenie lasu na miarę współczesności. W tej destrukcyjnej rzeczywistości pozytywne rozwiązanie tym bardziej nie może być regułą. Świat przedstawiony oddala się od baśni w stronę życia, i to brutalnego życia. W książkach dla młodzieży pojawiają się tematy nigdy dotąd nieobecne. Literatura przerywa tabu. Inicjacja seksualna, przemoc, agresja, patologie – dawniej taka problematyka funkcjonowała w prozie realistycznej czy naturalistycznej, przeznaczonej dla dorosłego odbiorcy. Dziś to, co kiedyś było tematem tabu (szczególne w piśmiennictwie dla dzieci i młodzieży), jest sytuowane w sferze „normalności" [11]. Harmonijny świat książek Musierowicz to wyjątek. Literatura młodzieżowa nie przynosi zbyt wielu pozytywnych opisów relacji międzyludzkich na miarę Jeżycjady. Dom i szkoła jawią się raczej jako przestrzenie obce, wrogie, destrukcyjne. Książki, które czyta dziś młodzież, są wstrząsające: Gnój Wojciecha Kuczoka, Bidul Mariusza Maślanki, Mama kazała mi chorować Julie Gregory, Karolina XL Marty Fox, Lot Komety Anny Onichimowskiej, Gra w śmierć Stefana Casty...
Książki to jedna kwestia, najistotniejsza, która może nawet nie dojść do głosu z przyczyny bardzo prozaicznej – miejsca, gdzie ten księgozbiór ma się znajdować.
Zaszokuj swoich starych, idź do biblioteki!
– wielki, różowy plakat z takim napisem zwracał uwagę i o to właśnie chodziło pomysłodawcy. Biblioteki publiczne powinny część swoich akcji kierować do młodzieży. Co prawda nastolatków nie widać na spotkaniach z poetami (chyba że spotkanie odbywa się w ramach lekcji), ale nietypowe przedsięwzięcia cieszą się ich większym zainteresowaniem. Dziś do biblioteki nie przychodzi się tylko po książki. Młode osoby bywają w bibliotecznych klubach filmowych, na koncertach czy akcjach budzących kontrowersje (np. Żywa Biblioteka). Jeśli młodzież będzie traktować bibliotekę jako miejsce spotkań, jest nadzieja, że i książkę z niej wyniesie. Szczególnie atrakcyjnym wabikiem mogą być mediateki, pod warunkiem, że ich pęd ku nowoczesności będzie utrzymywany (przede wszystkim przez stały dopływ nowości). Wrocław ma Mediatekę, Olsztyn – Planetę 11, Warszawa – Start-Metę, Zielona Góra – Górę Mediów, a małe biblioteki w swojej przestrzeni wygospodarowują kąciki multimedialne. Te miejsca są nastawione głównie na młodych ludzi. Niewątpliwie poszerzają ofertę bibliotek i świadczą o ich nowoczesności, jednakże nie powinny zastąpić młodzieżowej wypożyczalni książek.
W dużych bibliotekach publicznych wyodrębnia się oddziały/wypożyczalnie „dla dzieci i młodzieży" lub „dla dorosłych i młodzieży", lub też wyraz „młodzież" w nazwie jest zupełnie pomijany. Nomenklatura zdecydowanie niesprzyjająca. A gdyby tak stworzyć wypożyczalnię o nazwie nawiązującej do wyborów lekturowych młodzieży (np. „Świat Dysku" albo „Drużyna Pierścienia")?
Jak jeszcze zachęcić młodych ludzi do przyjścia do biblioteki? Trzeba na nich czyhać tam, gdzie oni są. Czyli na pewno w internecie. I nie chodzi tu tylko o udostępnienie zbiorów, digitalizację i czytelnictwo internetowe, lecz działania bibliotek ukazujące ich „ludzkie", choć internetowe oblicze. Obecność bibliotek na portalach społecznościowych czy uruchomienie blogów, na których kontakt wydaje się mniej oficjalny, pojawiają się emotikony i zapis zrozumiały dla młodzieży – w ten sposób też można, czy nawet trzeba, promować literaturę. W obecnym świecie książka walczy o swój byt materialny. Zawartość wydaje się niezagrożona, o ile nośnik jest bezpieczny i przyjazny dla odbiorcy.
Okno z widokiem na książkę
„Czy komputer pożre książkę?" – pytał Umberto Eco i uspokoił zatroskanych bibliofilów, stwierdzając, że przestaniemy zaglądać do książek (potrzebę szybkiego dostępu do informacji załatwi internet), ale będziemy je nadal czytać [12]. Z kolei Łukasz Gołębiewski, autor książki o zatrważającym tytule Śmierć książki. No future book, już we wprowadzeniu przyznał się do prowokacji: „[...] nie wierzę, że książka – jako utrwalona myśl ludzka – może zginąć" [13]. Zawsze to treść powinna być najważniejsza, ale kwestia nośnika też jest istotna. Zmiany technologiczne nie zagrażają, o ile dane są bezpieczne. Widmo utraty cennych treści może frustrować.
Taki był właśnie podstawowy problem Tarabuka – jednego z bohaterów Leśmianowskich Przygód Sindbada Żeglarza. Ten poeta-grafoman bezskutecznie szukał sposobów, by zapewnić swoim wierszom pomnik trwalszy niż ze spiżu. Rękopisy utonęły w morzu, powierzenie tekstów pamięci innych nie zagwarantowało przetrwania poetyckiego słowa, również wytatuowanie ciała wierszami okazało się nietrafionym pomysłem. Walka o realny byt twórczości sprawiła, że funkcje księgi nieudolnie zaczęły pełnić inne „nośniki". Dzieje baśniowego bohatera pokazują, że jeśli treść jest jałowa, na nic zda się poszukiwanie sposobu trwałego zachowania swego dzieła. Utwór bowiem potrzebuje reakcji odbiorcy, by być aktualizowanym. Komuś musi zależeć na zawartości.
Problem nośników danych jest bardzo aktualny. Nie ma co ufać złowieszczym prognozom, tylko trzeba chronić wartościowe treści. Szukanie coraz to doskonalszego nośnika jest naturalne. Eco sądzi, że książki do czytania nie tak łatwo zastąpić, dlatego że zwykle jest poręczna i nie wymaga żadnego dodatkowego zasilania prócz zaangażowania własnej uwagi. Ale nawyki czytelnicze, zwłaszcza młodzieży, dowodzą, że nowinki technologiczne (np. e-booki) mają się coraz bardziej rozwojowo. Ważne, by bez względu na to, jak treść zostanie podana, była ona równie wartościowa. Tak więc książka jest poręczna, zaś słuchawki są do ucha – co kto lubi.
Eco zauważył, że „dzisiaj od człowieka kultury wymaga się znajomości zarówno książek, jak i nowych form pisania i gromadzenia informacji" [14]. Taka dwutorowość jest szczególnie przydatna w zawodzie bibliotekarza. Biblioteka w sieci to nie tylko digitalizacja zbiorów, bazy danych. Zróżnicowane działania tych placówek w coraz większym stopniu są widoczne w cyberprzestrzeni. Zgodnie z hasłem tegorocznego Tygodnia Bibliotek, biblioteka powinna być „zawsze po drodze", również w wirtualnych peregrynacjach. A te często mają charakter przypadkowej żeglugi po bezkresie. E-bibliotekarz mógłby stać się przewodnikiem po liternecie, czyli po obszarach obejmujących „literaturę w sieci" (tu m.in.: publikacje w sieci, self-publishing, czasopiśmiennictwo netowe i e-booki) oraz „literaturę sieci" (np. powieści hipertekstowe, blogi, strony autorskie) [15]. W tym ogromie linków brakuje zaufanych przewodników, którzy na bieżąco oddzielaliby liternetowe ziarno od plew. Zadanie to bardzo trudne, bo wymaga rozpoznania i uchwycenia czegoś, co przeobraża się nieustannie. Przeglądając strony internetowe bibliotek, rzadko znajduję w nich obszar zawierający materiały dla młodzieży. I tu wyspecjalizowani bibliotekarze mogliby wiele zdziałać...
***
Dla młodzieży często nie ma kompromisów, świat pojmowany jest czarno-biało. A książka zachwyca albo nie i na nic gadanie, że „Słowacki wielkim poetą był". Młodzież nie chce moralizatorstwa w lekturach. Co nie oznacza, że nie potrzebuje przewodników po świecie książek i literatury internetowej. Trzeba odpowiadać na nowoczesne tendencje; ważne, by „każda biblioteka była zwierciadłem czasu, a nie świątynią przeszłości" [16]. Młodzież nie może patrzeć na bibliotekarza jak na dinozaura, a bibliotekarz na młodzież – jak na UFO.
Joanna Wawryk
[1] Określenie Grzegorza Leszczyńskiego (zob. Magiczna biblioteka. Zbójeckie księgi młodego wieku, Warszawa 2007), nawiązujące do historii Gustawa.
[2] Kto miłuje księgi... Antologia tekstów o książce, zebrał i oprac. M. Poznański, Warszawa 1958, s. 241.
[3] Zob. Z czytelnictwem nadal źle – raport z badań Biblioteki Narodowej [online]. Dostęp: http://www.bn.org.pl/aktualnosci/230-z-czytelnictwem-nadal-zle---raport-z-badan-biblioteki-narodowej.html [odczyt: 13.06.2011].
[4] Zob. D. Świerczyńska-Jelonek, Prowadzić w życie między ludzi. Kilka uwag na temat wrażliwości antropologicznej współczesnej literatury młodzieżowej, [w:] Ocalone królestwo. Twórczość dla dzieci – perspektywy badawcze – problemy animacji, red. nauk. G. Leszczyński, D. Świerczyńska-Jelonek, M. Zając, Warszawa 2009, s. 249–250; G. Leszczyński, Bunt czytelników. Proza inicjacyjna netgeneracji, Warszawa 2010, s. 173.
[5] Obszernie pisze o tym Leszczyński w studium zatytułowanym W poszukiwaniu straconego ładu (zob. [w:] tegoż, Bunt czytelników...).
[6] Według: http://www.poranny.pl/apps/pbcs.dll/article?AID=/20110217/KRAJSWIAT/204390809 [odczyt: 13.06.2011].
[7] G. Leszczyński, Magiczna biblioteka..., s. 9.
[8] G. Leszczyński, Bunt czytelników..., s. 11.
[9] Zob. J. Chruścińska, „Między dzieciństwem a dojrzałością, czyli młodzież w bibliotece" – relacja [online]. Dostęp: http://www.sbp.pl/artykul?cid=1914 [odczyt: 13.06.2011].
[10] Zob. Ł. Kocik, Net Generacja – nowe pokolenie [online]. Dostęp: http://socjologia20pl.blox.pl/2009/05/Net-Generacja-nowe-pokolenie-epoki-wirtualnego.html [odczyt: 13.06.2011].
[11] Zob. G. Leszczyński, Bunt czytelników..., s. 35–36.
[12] U. Eco, Czy komputer pożre książkę?, [w:] Źródła do dziejów wychowania i myśli pedagogicznej, t. 3, cz. 2, wybór i oprac. S. Wołoszyn, Kielce 1998, s. 493.
[13] Ł. Gołębiewski, Śmierć książki. No future book, Warszawa 2008, s. 7.
[14] U. Eco, dz. cyt., s. 496.
[15] Na temat terminologii i teorii literetu zob. P. Marecki, Liternet, [w:] Liternet. Literatura i internet, red. P. Marecki, Kraków 2002, s. 5–21.