Warning: count(): Parameter must be an array or an object that implements Countable in /libraries/cms/application/cms.php on line 471
Urodzili się... 14 maja: Elżbieta Czyżewska - Bibliotekarz Lubuski

Urodzili się... 14 maja: Elżbieta Czyżewska

CZYŻEWSKAPiękna, utalentowana, pracowita i inteligentna. Bajka, która pisało jej życie nie miała szczęśliwego zakończenia - Elżbieta Czyżewska

 

Błyskawicznie zrobiła karierę i wydawać by się mogło, że nic nie może stanąć jej na przeszkodzie. Niestety, historia Elżbiety Czyżewskiej pokazuje, że nawet największy talent można zaprzepaścić, a szczęście i powodzenie nie są nikomu dane raz na zawsze.
Nazywano ją polską Marilyn Monroe i królową komedii, grała w prawie każdym kinowym hicie. Za jej długimi nogami i pięknym biustem szaleli mężczyźni w Polsce i za granicą. Ale kiedy wyszła za mąż za amerykańskiego korespondenta, przestała być dla Polski wygodna i stała się we własnym kraju persona non grata.

Wyjazd do USA sprawił, że ta, która grywała w kilku filmach naraz, została z niczym. Bo choć dzięki bogatemu mężowi nie musiała pracować, bez aktorstwa cierpiała. Ukojenia szukała wśród polskich emigrantów i w pitym z nimi w dużych ilościach alkoholu. W pewnym momencie to jej trudny charakter i problemy z piciem stały się większymi przeszkodami w zrobieniu międzynarodowej kariery niż niedoskonały angielski. Ale Czyżewska nie chciała być postrzegana jako ofiara, buntowała się, kiedy tak przedstawiano ją w mediach. Elka, jak nazywali ją przyjaciele, w jednym z ostatnich wywiadów mówiła, że czasu nie da się cofnąć, decyzji nie da się zmienić, więc lepiej zaakceptować to, co się wydarzyło. Bo życia nie da się powtórzyć.

Bajka o Kopciuszku
Dzieciństwo i początek kariery Elżbiety Czyżewskiej przypominają bajkę o biednej, ale pięknej i zdolnej dziewczynce. Córka krawcowej, osierocona przez ojca podczas wojny, wychowywała się w tragicznych warunkach - w małym pokoiku, w suterenie rozpadającej się rudery na warszawskiej Tamce, bez bieżącej wody i elektryczności. Matka Elżbiety i jej siostry Krystyny piła i wpadała w ramiona wciąż nowych przypadkowych adoratorów. Nie radziła sobie z utrzymaniem i wychowaniem córek, w końcu oddała je do domu dziecka. Gdy Ela była już nastolatką, matka zdecydowała się zabrać córki z sierocińca, choć jej sytuacja materialna się nie polepszyła.

Dla Eli to odrzucenie było traumą, która zaważyła na całym jej dorosłym życiu. Znajomi wspominają, że czuła się wiecznie gorsza i pomimo wielkiego talentu wciąż potrzebowała akceptacji i potwierdzenia własnej wartości. Ale też wiedziała, że może liczyć wyłącznie na siebie, i była zdeterminowana, żeby wyrwać się z biedy.


Elżbieta trafiła do Zespołu Pieśni i Tańca "Skolimów", gdzie szybko dostrzeżono jej talent. W liceum była gwiazdą szkolnych akademii, zachwycano się jej rozkwitającą urodą. Ale dziewczyna słusznie uważała, że ładna buzia i długie nogi, nawet w połączeniu z talentem, nie wystarczą. Nadrabiała braki w edukacji, wręcz nałogowo czytała. Znajomi wspominają, że zawsze miała przy sobie książkę. Dzięki determinacji Czyżewska bez problemu została przyjęta na warszawską PWST. Po latach wspominała, że na uczelni od razu zrozumiała, że znalazła się we właściwym miejscu, a możliwość studiowania aktorstwa sprawiła, że poczuła się, jakby narodziła się po raz drugi.

Ela była zameldowana w Warszawie, nie przysługiwał jej więc akademik, a mieszkanie w jednym pokoju z siostrą i dysfunkcyjną matką nie stwarzało odpowiednich warunków do nauki i ćwiczenia ról. Pomogła jej Beata Tyszkiewicz, z którą, pomimo różnic w pochodzeniu, Elżbieta bardzo się zaprzyjaźniła. Tyszkiewicz wspomina, że podczas wizyty u przyjaciółki przeraziły ją warunki, w jakich Ela mieszkała: "(...) zobaczyłam, że ona nie ma nie tylko swojego pokoju, ale nawet swojego kąta. Poszłam więc do prorektora Baczyńskiego, prosząc, aby w tak wyjątkowej sytuacji przyznał jej miejsce w "Dziekance". Udało się i od tej pory mieszkała razem ze mną w pokoju". [cytat pochodzi z książki Sławomira Kopera "Zachłanne na życie" - przyp. aut.].
Czyżewska już na studiach zadebiutowała w krótkometrażowym filmie dokumentalnym w reżyserii Jana Łomnickiego. Mniej więcej w tym okresie Jerzy Markuszewski zaproponował jej współpracę ze Studenckim Teatrem Satyryków, zwanym STS-em. Elżbieta była pierwszą wykonawczynią piosenki "Kochankowie z ulicy Kamiennej", uważanej za hymn liryczny tego teatru.
Gra w STS-ie miała silny wpływ na aktorstwo Czyżewskiej; czasem wytykano jej charakterystyczną, warszawską manierę w sposobie mówienia oraz skłonność do przerysowanej interpretacji. Jednak to, co raziło niektórych krytyków, przypadło do gustu widzom. Niewymuszony wdzięk i naturalne zachowanie zjednały Elżbiecie ludzi, którzy widzieli w niej swojską dziewczynę, a nie wyniosłą, niedosięgłą księżniczkę, na jakie pozowała większość aktorek.

Królowa komedii
Chociaż Elżbieta Czyżewska stworzyła wiele świetnych ról teatralnych, głównie na deskach warszawskiego Teatru Dramatycznego, prawdziwą popularność i uwielbienie widzów zapewnił jej film. Polacy pokochali ją szczególnie za trzy komedie Stanisława Barei, które ona sama określała mianem "filmów matrymonialnych": "Mąż swojej żony", "Żona dla Australijczyka" i "Małżeństwo z rozsądku". Szybko okazało się, że bez Elki nie może się obejść prawie żaden kinowy hit. Zagrała m.in. w takich przebojach lat 60. jak "Giuseppe w Warszawie" i "Gdzie jest generał". Bogdan Łazuka w książce "Przypuszczam, że wątpię" wspomina, że dzięki świeżości, którą zachowywała w każdym filmie, Czyżewska była bezkonkurencyjna: "Przy omawianiu obsady do nowego filmu padało zwykle stwierdzenie: Tylko nie Czyżewska, bo tak dużo grała. Po półgodzinnej dyskusji cała ekipa filmowa orzekała jednak: Tylko Czyżewska, dzwońcie do niej".

Elżbieta stała się jedną z największych gwiazd swoich czasów. Kobiety masowo czesały się, malowały i ubierały jak ona. A ona nosiła się bardzo odważnie, co wywierało wielki wpływ na mężczyzn. W 1963 roku, kiedy film "Milczenie" Kazimierza Kutza reprezentował Polskę na Festiwalu Filmowym w Wenecji, aktorka poleciała tam z resztą ekipy. Na wyjazd zapakowała modne, bardzo obcisłe sukienki. Nadawały się na czerwony dywan, ale na zwiedzanie miasta już niekoniecznie. Eksponowały jej wdzięki tak bardzo, że przysporzyły jej problemów w postaci tabunów adoratorów, dobijających się do drzwi jej hotelowego pokoju i nękających ją telefonami. Kazimierz Kutz w książce Izy Komendołowicz "Elka" tak to wspomina: "Wszystkie weneckie samce rzuciły się na Elę, która chodziła w aurze: patrzcie na mnie, podziwiajcie mnie. Doszło do tego, że już pierwszego dnia, pod wieczór, musieliśmy zamienić się pokojami. Żeby ją chronić".

Chociaż to role komediowe przyniosły Czyżewskiej popularność, aktorka chciała też realizować się w poważnym repertuarze, takim jak właśnie "Milczenie" Kutza czy filmy Jerzego Skolimowskiego. Kiedy się poznali - ona była już gwiazdą, on, co prawda obiecującym, jednak wciąż studentem łódzkiej Filmówki - od razu zapałali do siebie uczuciem, a potem zostali małżeństwem. Niektórzy znajomi pary uważają, że to właśnie Skolimowski stworzył Czyżewską - doradzał jej nie tylko, jak ma się ubierać, ale też w kwestii wyboru ról. Wielu uważa, że aktorka w czasie związku ze Skolimowskim stworzyła najlepsze kreacje w swojej karierze, np. w "Rysopisie" w jego reżyserii, gdzie wcieliła się w trzy różne postaci.

Tak Jerzy, jak Elżbieta mieli nie tylko wielkie talenty, ale też bardzo trudne charaktery. Para wciąż się kłóciła, w dodatku Czyżewska miała problemy z dochowaniem wierności. Na planie filmu "Wszystko na sprzedaż" Andrzeja Wajdy wdała się w romans z Andrzejem Łapickim. Aktorka traktowała go na tyle poważnie, że wyprowadziła się od męża. Znów trafiła pod opiekę Kazimierza Kutza, który oddał jej swoją garsonierę. Reżyser wspomina, że Skolimowski biegał w tym czasie w szale po mieście i szukał ukochanej, aż wreszcie znalazł ją u Agnieszki Osieckiej. "(...) blady Skolim z nożem w ręku stanął na progu, morderstwo zawisło w powietrzu. Nakazał jej natychmiast wrócić do domu. Kiedy ona heroicznie odmówiła, z jego ust popłynęły znamienne słowa: "Eeela, robisz największy błąd w żżżyciu., gggeniusza się nie ppporzuca." [cytat z książki Sławomira Kopera "Zachłanne na życie" - przyp. aut.].

Choć płomienny romans z Łapickim skończył się wraz ze zdjęciami do filmu, w którym para grała, Czyżewska nie wróciła do Skolimowskiego.
Czy reżyser miał rację i rozstanie z nim było błędem Czyżewskiej? Ponoć kiedy Skolimowski dość szybko się pocieszył i ożenił się z aktorką Joanną Szczerbic, bardzo to Elkę zabolało, mimo że była już wtedy związana z kimś innym.

Wygnanie
Kiedy Czyżewska dowiedziała się, że Teatr Dramatyczny planuje adaptację głośnej sztuki Arthura Millera "Po upadku", zadzwoniła do dyrektora teatru i prosiła go tak długo, aż zgodził się, że to ona, a nie Lucyna Winnicka dostanie rolę Maggie. Postać ta była wzorowana na żonie Millera i po spektaklu do Czyżewskiej przylgnęło określenie "polska Marilyn Monroe". Aktorka sprawdziła się zresztą w roli tak dobrze, że dostała gratulacje od samego Arthura Millera, który przyjechał do Warszawy zobaczyć spektakl. Na widowni znalazł się też inny Amerykanin - korespondent "New York Timesa" i laureat Nagrody Pulitzera, David Halberstam. Para poznała się na przyjęciu po premierze spektaklu. Szybko nawiązał się romans, który znalazł się na ustach całej Warszawy. Zaledwie kilka miesięcy po premierze sztuki, 13 czerwca 1965 roku, Czyżewska wzięła z Halberstamem ślub. Tego samego dnia odebrała Złotą Maskę, nagrodę przyznawaną najpopularniejszej polskiej aktorce. Szybko okazało się jednak, jak kruche były popularność i uwielbienie w PRL-owskiej Polsce.
Po ślubie para poleciała do USA, gdzie Czyżewska poznała rodziców swojego męża i jego przyjaciół - m.in. senatora Edwarda Kennedy'ego, brata nieżyjącego już wówczas prezydenta USA. Po powrocie aktorka cieszyła się w Warszawie przywilejami zarezerwowanymi tylko dla zagranicznych gości. Mieszkała w luksusowym pensjonacie Zgoda, mąż kupił jej volkswagena garbusa, którym Elżbieta rozbijała się po Warszawie - nie zawsze trzeźwa, co skończyło się odebraniem jej prawa jazdy.

Oprócz przywilejów były też minusy pracy i obywatelstwa Halberstama. Telefony pary wciąż były na podsłuchu, śledzono każdy ich ruch. Funkcjonariusze SB wystawali pod teatrem, w którym grała Elżbieta, inwigilowali ją i jej znajomych. Najgorsze przyszło, kiedy Halberstam napisał artykuł krytykujący politykę Gomułki. Natychmiast po publikacji cofnięto mu akredytację i nakazano opuścić Polskę. David chciał, żeby żona wyjechała razem z nim, ona jednak miała podpisany z Teatrem Dramatycznym kontrakt i nie mogła mu towarzyszyć. Z relacji znajomych wiadomo też, że nie bardzo się do wyjazdu paliła - słusznie przypuszczała, że ze swoim niedoskonałym angielskim, skażonym silnym polskim akcentem, nie będzie mogła liczyć w USA na ciekawe propozycje zawodowe.

Ale i w Polsce było jej coraz trudniej. W czasach, w których narastały w Polsce nastroje antysemickie, Czyżewska jako żona amerykańskiego Żyda szybko stała się ofiarą nagonki.
Kielich goryczy przelał paszkwil, który ukazał się na łamach "Walki Młodych". "Dlaczego nasza wybitna, polska przecież aktorka, zdradza nasze żywotne, polskie interesy? Czyżby tak ją otumanił zielony kolor amerykańskich banknotów? Jak można nazwać taką kobietę? Aktorkę, która wszystko zawdzięcza Polsce Ludowej, a która tak niegodnie obraża nas wszystkich?" - czytamy w nim. Czyżewska z wynoszonej na piedestał gwiazdy stała się persona non grata we własnym kraju. Kiedy zdecydowała się dołączyć do męża, na lotnisku poddano ją drobiazgowej kontroli osobistej, żeby ją upokorzyć.


Bez happy endu
W Nowym Jorku Czyżewska zamieszkała w luksusowym apartamencie i dzięki koneksjom męża obracała się w amerykańskiej śmietance towarzyskiej. Ale zawodowo to oznaczało dla nie zastój. Propozycji ról dla aktorki ze słabym angielskim po prostu nie było. Elżbieta nie poddawała się jednak: szlifowała język, czytała amerykańskie wydania gazet i książek, jeździła na castingi. Niestety, nie dość, że jej wysiłki nie odnosiły skutków, to jeszcze mąż patrzył na nie niezbyt przychylnie. Podobnie jak na tłumy polskich emigrantów, które przetaczały się przez ich mieszkanie. Czyżewska szukała u rodaków wsparcia i spotykając się z nimi, leczyła tęsknotę za ojczyzną. Organizowała suto zakrapiane przyjęcia, po których notorycznie ktoś zostawał u Halberstamów na noc, albo i na dłużej.

David oczekiwał, że Elżbieta będzie przykładną panią domu i da mu dzieci. Był głęboko rozczarowany żoną. A ta topiła smutki w coraz większych ilościach alkoholu. Kiedy nie było akurat żadnych gości, potrzebę kontaktu z rodakami realizowała przez telefon. "Pijana wydzwaniała po całym świecie. Dochodziło do tego, że Halberstam wyrywał telefon ze ściany, bo przychodziły rachunki na tysiące dolarów" - wspominają znajomi [cytat z książki Izy Komendołowicz "Elka" - przyp. aut.]. Wreszcie mąż nie wytrzymał.
Bernard Weissman, przyjaciel pary, twierdzi, że w miarę pogłębiania się nałogu Czyżewskiej luksusowy apartament zamieniał się w melinę i przytulisko dla polskich emigrantów. Szczególnie pod nieobecność Halberstama, który często wyjeżdżał wygłaszać odczyty. Cierpliwość Davida wyczerpała się, kiedy któregoś dnia wrócił wcześnie rano, a drzwi do mieszkania otworzył mu nagi mężczyzna. "To był koniec. Później [Czyżewska - przyp. aut.] przyznała nam się, że popełniła największy błąd w życiu"- wspomina Weissman [cytat z książki Sławomira Kopera "Zachłanne na życie" - przyp. aut.].

W drugiej połowie lat 70. orzeczono rozwód. Czyżewska miała dostawać alimenty, jednak wciąż priorytetem była dla niej praca w zawodzie. Była zbyt ambitna, by przyznać się do porażki i wrócić do Polski, a amerykańskich propozycji wciąż nie było. Wydawało się, że po dobrze przyjętej przez krytykę roli z 1974 roku w "Biesach" Andrzeja Wajdy, wystawionych na deskach Yale Repertory Theatre, sytuacja się odmieni. Jednak chociaż Czyżewska zagrała świetnie - młoda Meryl Streep, która zobaczyła ją na scenie, była nią zafascynowana - polski akcent i niedostateczna znajomość języka wciąż stanowiły problem. Ale niejedyny.
Producenci obawiali się skutków pogłębiającej się choroby alkoholowej aktorki. Kiedy Yurek Bogayewicz kręcił film "Anna", Elżbieta miała zagrać główną rolę. Jednak ostatecznie rolę powierzono Sally Kirkland, która dostała za nią Złoty Glob i była nominowana do Oscara.
Agnieszka Holland, współscenarzystka filmu, uważa, że Elka sama była sobie winna. "Nic nie można było zrobić, bo Czyżewska nie dała nam tej szansy. Miała w sobie takie napięcie, zachowywała się autodestrukcyjnie. Robiła awantury, jakby chciała w życiu grać karykaturę postaci, którą miała grać na planie. Producenci się przestraszyli i dali rolę innej aktorce" - tłumaczy Holland [cytat z książki Sławomira Kopera "Zachłanne na życie" - przyp. aut.

A przecież film "Anna" to była historia Czyżewskiej. Opowieść o czeskiej aktorce, emigrantce po czeskiej wiośnie, która zostaje pozbawiona wszystkiego przez młodszą koleżankę, była ponoć inspirowana tym, co wydarzyło się między Elżbietą a młodą Joanną Pacułą. Czyżewska przygarnęła ją do siebie, a ta po pewnym czasie wyprowadziła się po karczemnej awanturze, po czym zrobiła karierę w Hollywood. "O tym właśnie był ten film, o fantastycznej kobiecie, która zrobiła wiele, żeby sobie zaszkodzić. Może Czyżewska się przestraszyła swojego obrazu odbitego w filmie"- mówi Holland.

Elka przyjechała kilka razy do Polski. Jednak być może dlatego, że nie była już gwiazdą, a może dlatego, że czuła się już we własnym kraju obco, nie zdecydowała się wrócić na stałe. Prawdziwym policzkiem okazał się dla niej spektakl "Szósty stopień oddalenia" w Teatrze Dramatycznym, który miał być wielkim powrotem aktorki na jego deski. Czyżewska rozdała swoim znajomym 200 zaproszeń na premierę. Przyszli, ale kiedy wyszła na scenę, zamiast spodziewanych oklasków z widowni odpowiedziała jej cisza. Ci, którym w czasach swojej świetności nieraz pomogła, nie wsparli jej.

Elżbieta wróciła do USA na tarczy. Nigdy nie podniosła się po porażce, mimo że udało jej się zagrać kilka amerykańskich ról, m.in. w jednym z odcinków kultowego serialu "Seks w Wielkim Mieście", gdzie wcieliła się w seksuolożkę dr Shapiro.
Wkrótce zaczęły mścić się lata niezdrowego stylu życia - nałogu alkoholowego i palenia papierosów w hurtowych ilościach. Czyżewska zachorowała na raka przełyku. Znajomi wspominają, że była dzielna i nigdy się nie skarżyła. Odeszła 17 czerwca 2010 roku. Zmarła w nowojorskim szpitalu, ale jest pochowana na warszawskim Cmentarzu Powązkowskim. Na pogrzebie uwielbianej przez tłumy aktorki, jednej z najjaśniejszych gwiazd kina, nie było tłumów.

Obecność zaledwie garstki dawnych znajomych i wielbicieli trafnie podsumował w swoim przemówieniu kolega Elki z planu, Daniel Olbrychski: "Nie spodziewałem się takich tłumów jak na pogrzebie Zbyszka Cybulskiego, ale skromność tej uroczystości mnie zasmuciła. Gdy spotkamy się ponownie, powiem Elżbiecie, że na widowni był komplet".

Cytat Elżbiety Czyżewskiej:
„Gram zawsze tak, jak gdybym sama znalazła się w takiej czy innej sytuacji. Nigdy nie jest to chłodne i wykalkulowane. Odtwarzana postać to jak gdyby maska, która pozwala mi robić to, czego bym normalnie nie zrobiła, czego bym się może wstydziła, na co by mnie nie było czasami stać. Dlatego lubię grać najróżniejsze role, najchętniej charakterystyczne. Nie lubię grać tylko jednej roli – ładnej blondynki, pięknej pani w kolorze. Chcę odpowiadać za to, co gram, a nie za to, jak wyglądam”


Źródło: „Kino” nr 1, 1966

Źródło: weekend.gazeta.pl


fot.: Styl.pl
Opracowała: Agnieszka Sobiak