Nie tylko okładka. Kilka uwag o wybieraniu książek dla dzieci
- Szczegóły
- Utworzono: wtorek, 15, luty 2011 09:51
- Joanna Wawryk
- Odsłony: 9504
"Idą, idą bajki w świat / w czarodziejskiej szacie. / Przyjrzyjcie się dobrze – / może je poznacie?"
(Książka z bajkami)
Szary papier
W jednej z pierwszych bibliotek, z której korzystałam jako dziecko, przytłaczająca liczba książek była obłożona w szary papier. Bardziej opasłe pozycje dodatkowo opisywano na grzbiecie i na tym – poza formatem – kończyły się różnice między nimi. Oczywiście, tylko na pierwszy rzut oka.
Młodzi czytelnicy często nie wiedzieli, po co sięgają i w efekcie kończyło się pozytywnym zaskoczeniem bądź rozczarowaniem. Z dala od czujnych bibliotekarskich oczu ściągano z książek okładki i później wracały takie nieobłożone egzemplarze. Bywało też, że czytelnicy domalowywali coś na papierze, a to się komuś coś wylało, czymś okładkę zapaćkało. Widocznie ten szary papier nie wszystkim pasował… Praktyki obkładania książek – w pewnym sensie zdroworozsądkowej, bo w końcu chodziło przede wszystkim o to, by dzieci zbyt szybko nie niszczyły książek – można było doświadczyć w różnych bibliotekach. Dziś – nie do pomyślenia w nowoczesnej bibliotece dla dzieci. Książka bowiem musi być jak miłość od pierwszego wejrzenia; jeśli okładka nie przyciągnie momentalnie, może już nie mieć drugiej szansy. Inna rzecz, że teraz trzeba namawiać, by dzieci czytały i by dorośli czytali (sobie i dzieciom). A przecież w bibliotekach dziecięcych nie brakuje fascynującej literatury – czyli takich pozycji, które na pewno wywrą na odbiorcy wrażenie, nie pozostawią go obojętnym na treść. Pod warunkiem, że najpierw zdobędą uwagę dziecka, stając się atrakcyjniejsze niż komputer czy telewizor.
Bajki dzieciństwa
Krecik, Bolek i Lolek, Rumcajs, Żwirek i Muchomorek, Reksio… – przedszkolaki nie muszą zachwycać się animowanymi bohaterami z dzieciństwa swoich rodziców, podobnie jak rodzice zwykle nie znają bohaterów ze wszystkich kreskówek, które ogląda dziecko. Wymienione postacie z pewnością wzbudzają sentyment u obecnych trzydziestolatków. Być może gdy obecne kilkulatki dorosną, będą to samo odczuwać w stosunku do żółwia Franklina lub Boba Budowniczego i jeszcze wielu innych bohaterów – w końcu teraz konkurencja jest większa. Dawniej musiała wystarczyć dobranocka, dziś pasma z programami poświęconymi dzieciom walczą między sobą o małego widza.
Podobnie rzecz się ma z książkami. To, co chętnie czytano kilkadziesiąt czy nawet kilkanaście lat temu, wcale nie musi przystawać do obecnych potrzeb czytelniczych. Dlatego też tak potrzebny jest mądry kanon książek dziecięcych, który by łączył rodziców i dzieci w ich czytelniczych doświadczeniach. Niektóre pozycje z zakresu nazywanego „literaturą dla dzieci i młodzieży” są arcydziełami, a te – już z założenia – wymykają się jednoznacznej klasyfikacji, więc mogą podobać się bez względu na wiek. Na przykład nie sposób określić, dla jakiego przedziału wiekowego najodpowiedniejsza jest książka Oskar i pani Róża, Alicja w Krainie Czarów albo Mały Książę.
Jakie więc książki dawać dzieciom? Sprawdzona klasyka? Kilka razy przyłapałam się na tym, że wybieram wydania w takiej szacie graficznej, jaką pamiętam z własnego dzieciństwa. Do niektórych książek wraca się z rozmaitych przyczyn. Niekiedy tym powrotom towarzyszy moda. Kultowymi postaciami stały się Muminki, Kubuś Puchatek, niesforny Mikołajek ze swoimi kumplami. Co ciekawe, wymienione tu przykłady w swoich „wersjach kanonicznych” mają proste ilustracje; zaledwie kilka kresek buduje postać, przestrzeń, sytuacje. Kubuś Puchatek dla „tradycjonalistów” na zawsze pozostanie czarno-białym misiem o małym rozumku, a nie disnejowskim pluszakiem o żółtym futerku. W każdym razie te lekturowe powroty są autentyczne, które wynikają z potrzeby, inne zaś powody często łączą się z „gadżeciarstwem”.
Jakie więc książki dawać dzieciom? Sprawdzona klasyka? Kilka razy przyłapałam się na tym, że wybieram wydania w takiej szacie graficznej, jaką pamiętam z własnego dzieciństwa. Do niektórych książek wraca się z rozmaitych przyczyn. Niekiedy tym powrotom towarzyszy moda. Kultowymi postaciami stały się Muminki, Kubuś Puchatek, niesforny Mikołajek ze swoimi kumplami. Co ciekawe, wymienione tu przykłady w swoich „wersjach kanonicznych” mają proste ilustracje; zaledwie kilka kresek buduje postać, przestrzeń, sytuacje. Kubuś Puchatek dla „tradycjonalistów” na zawsze pozostanie czarno-białym misiem o małym rozumku, a nie disnejowskim pluszakiem o żółtym futerku. W każdym razie te lekturowe powroty są autentyczne, które wynikają z potrzeby, inne zaś powody często łączą się z „gadżeciarstwem”.
Przywołani tu bohaterowie niewątpliwie stali się elementami popkultury. I jeśli książkowy pierwowzór jest mocno osadzony w świadomości literackiej, to na tych wszystkich kubkach, koszulkach, piórnikach, zeszytach i innych przedmiotach postacie funkcjonują w przynajmniej dwóch wariantach: w oparciu o ilustracje z najbardziej znanego czy pierwszego wydania oraz w związku z konkretną, zwykle animowaną wersją postaci. W ten właśnie sposób z Krainy Czarów do popkultury wkroczyła Alicja.
Po sukcesie filmu Tima Burtona pojawiło się mnóstwo gadżetów związanych z superprodukcją. Alicja uzyskała twarz Mii Wasikowskiej, Szalony Kapelusznik – Johnny’ego Deppa, a Królowa – Heleny Bonham Carter. Równocześnie, być może na fali filmu, modne stały się przedmioty z ilustracjami Johna Tenniela do pierwszego wydania tej niezwykłej książki. Bez problemu można kupić kolczyki, koszulki, skrzyneczki (często wykonane techniką decoupage) z reprodukcją obłąkanego podwieczorka, Alicji rozrzucającej talię kart albo tulącej prosię. Co najważniejsze, pojawiły się kolejne, interesujące, książkowe wydania przygód Alicji w Krainie Czarów, o czym jeszcze będzie mowa.
Jest też cała gama produktów, przeznaczonych zwykle dla dzieci, z bohaterami animowanych baśni, których rodowodu faktycznie należałoby szukać w baśniach klasycznych, opartych na motywach ludowych, np. braci Grimm, Ch. Perraulta lub H.Ch. Andersena. Czy Królewna Śnieżka może kojarzyć się inaczej niż z bladą dziewczyną o ciemnych włosach do ramion, ubraną w niebiesko-żółtą sukienkę? Może, o ile dziecko, zanim obejrzy wersję animowaną, będzie tę baśń już znało z książki, niekoniecznie disnejowskiej.
Po sukcesie filmu Tima Burtona pojawiło się mnóstwo gadżetów związanych z superprodukcją. Alicja uzyskała twarz Mii Wasikowskiej, Szalony Kapelusznik – Johnny’ego Deppa, a Królowa – Heleny Bonham Carter. Równocześnie, być może na fali filmu, modne stały się przedmioty z ilustracjami Johna Tenniela do pierwszego wydania tej niezwykłej książki. Bez problemu można kupić kolczyki, koszulki, skrzyneczki (często wykonane techniką decoupage) z reprodukcją obłąkanego podwieczorka, Alicji rozrzucającej talię kart albo tulącej prosię. Co najważniejsze, pojawiły się kolejne, interesujące, książkowe wydania przygód Alicji w Krainie Czarów, o czym jeszcze będzie mowa.
Jest też cała gama produktów, przeznaczonych zwykle dla dzieci, z bohaterami animowanych baśni, których rodowodu faktycznie należałoby szukać w baśniach klasycznych, opartych na motywach ludowych, np. braci Grimm, Ch. Perraulta lub H.Ch. Andersena. Czy Królewna Śnieżka może kojarzyć się inaczej niż z bladą dziewczyną o ciemnych włosach do ramion, ubraną w niebiesko-żółtą sukienkę? Może, o ile dziecko, zanim obejrzy wersję animowaną, będzie tę baśń już znało z książki, niekoniecznie disnejowskiej.
Kanon i klasyka
Ustalanie kanonu literatury dziecięcej to zupełnie co innego niż kanon dla – umownie mówiąc – dorosłych. Nie znać Bogurodzicy, Trenów Kochanowskiego czy Pana Tadeusza po prostu nie przystoi, natomiast twórczość Klementyny z Tańskich Hoffmanowej bądź Stanisława Jachowicza może zainteresować już tylko historyka literatury, nie dziecko. „Sytuacja klasyki dziecięcej – stwierdził Ryszard Waksmund – to, jak się wydaje, oscylacja między arcydziełem i czytadłem, co stanowi problem bardziej dla dorosłych krytyków niż małoletniej publiczności czytelniczej, która swoje ulubione książki, niezależnie od ich poziomu literackiego, ceni nie mniej niż ukochane zabawki i zwierzęta” [1]. Tu przypomina mi się cudowny wątek ze Sklepów cynamonowych Brunona Schulza, gdzie biblią dzieciństwa stało się stare czasopismo. Nieprzewidywalne bywaj dziecięce wybory. Dziecko zwykle jest czytelnikiem (a wcześniej słuchaczem) bezwzględnym – jeśli coś nie zachwyca, to nie zachwyca: „koniec i bomba, a kto czytał ten trąba”. Zanim mały czytelnik zdąży pokochać lub odrzucić daną książkę, zwykle zostaje mu ona przez kogoś dorosłego wskazana – oczywistość. Dlatego też tak ważne jest, by rodzice, bibliotekarze, nauczyciele, innymi słowy: wszyscy obdarowujący dziecko książką, uważnie wybierali te pozycje, nie kierując się tylko pierwszym wrażeniem. Czasem warto posłuchać ekspertów. Na przykład Dziecięcym Bestsellerem Roku 2008 stała się poruszająca Złodziejka książek Markusa Zusaka; Wydawnictwo Nasza Księgarnia otrzymało za tę książkę dwie statuetki – Małego i Dużego Donga. Magiczne drzewo. Czerwone krzesło Andrzeja Maleszki (wydaw. Znak) – to Książka Roku 2009 w konkursie PS IBBY, a film Magiczne Drzewo, wyreżyserowany przez autora opowieści, zdobył Nagrodę Specjalną „Prawa dziecka” na zakończonym 1 listopada 2010 26. Międzynarodowym Festiwalu Filmów dla Dzieci w Chicago. Natomiast w 50. jubileuszowym konkursie Polskiego Towarzystwa Wydawców Książek tytuł Najpiękniejszej Książki Roku 2009 w kategorii Książki dla dzieci i młodzieży uzyskały dwa tytuły: Kici kici miau z tekstem i ilustracjami Józefa Wilkonia (wydaw. Hokus-Pokus) i Mrówka wychodzi za mąż autorstwa Przemka Wechterowicza z ilustracjami Aleksandry Woldańskiej (wydaw. Czerwony Konik). Zaś w 2010 roku laureatką Nagrody Literackiej im. Kornela Makuszyńskiego została Barbara Gawryluk za Zuzankę z pistacjowego domu (wydaw. Literatura).
Nagrodzone pozycje mają szansę wejść do kanonu literatury dziecięcej, o ile „pośrednicy” między książką a dzieckiem będą na te wyróżnienia zwracać uwagę. W każdym razie rankingi i konkursy są ważne, by nie ufać tylko tym tabelkom, które mówią o najczęściej kupowanych produktach. Nie na wynikach sprzedaży powinien kształtować się kanon.
Badacz i krytyk książek dla dzieci i młodzieży, Grzegorz Leszczyński, dokonał ciekawego zestawienia, które z pewnością może być wskazówką, jaką książkę ofiarować dziecku. „Skandalicznie subiektywny kanon na początek wieku” zawiera dziecięce bestsellery goszczące na księgarskich półkach dopiero parę lat, jak i książki kultowe przynajmniej dla kilku pokoleń czytelników [2]. Leszczyński swoje propozycje podzielił na kategorie wiekowe. Dla najmłodszych przede wszystkim wiersze: Z. Beszczyńska, W. Chotomska, A. Kamieńska, J. Kulmowa, ale i 125 baśni do opowiadania dzieciom W. Kopalińskiego. W propozycjach dla dzieci w wieku szkolnym znalazły się m.in. książki P. Beręsewicza, M. Brykczyńskiego, M. Musierowicz, Ph. Pullmana. T. Pratchetta czy J.K. Rowling. Kanon Leszczyńskiego zawiera pozycje wartościowe, zasługujące na miano arcydzieł, jak i książki, które powinny znaleźć się w „magicznej bibliotece”, gdyż taka jest wola samych zainteresowanych. Literaturoznawca tak określił cykl o przygodach Harry’ego Pottera: „Literatura to przeciętna, tyle że książka znakomita. Zasługuje na medal za wszystkie skandale, które wywołała. Stała się zakazanym owocem, a to tylko wzmaga smak czytania” [3].
Tak, wszyscy wiedzą, kim jest Harry Potter. Dzieje młodego czarodzieja są często łatwiej przyswajalne niż np. historie o przygodach Sindbada Żeglarza. Właśnie – w tym drugim przypadku może kryć się niespodzianka, bo o ile wydawca książek Joanne K. Rowling jest zobligowany umową do wypuszczenia na rynek publikacji zgodnej z intencjami autorki, o tyle fabuły większości znanych od pokoleń opowieści, legend, baśni i bajek nie obowiązuje prawo autorskie. Pod popularnym, baśniowym tytułem tak naprawdę może kryć się dowolna treść. Dorosły zainteresowany literaturą, z jaką styka się dziecko, biorąc do ręki książkę, której nie zna ze swojego dzieciństwa, prawdopodobnie częściej poszuka recenzji na okładce, przewertuje środek, na wyrywki przeczyta kilka zdań i kupi lub – nie. Z kolei jeśli weźmie tzw. baśń klasyczną, może zasugerować się już tylko wydaniem, szatą graficzną, bo w końcu wiadomo, jak kończy się Śpiąca Królewna i że z Brzydkiego Kaczątka wyrośnie piękny łabędź. A właśnie tu może być zaskoczenie. (Na przykład Czarna Owca wydaje interesującą serię zatytułowaną Niebaśnie; Czerwony Kapturek Joanny Olech czy Jaś i Małgosia Leszka K. Talko to nowe historie oparte na znanych od pokoleń fabułach ze zmienionymi morałami).
Szukając klasycznych baśni, dobrze więc zwrócić większą uwagę na popularne tytuły, bowiem nie zawsze kryją się pod nimi te same treść i ten sam poziom, z którymi można było obcować przed laty. Na rynku pojawiają się dowolne przeróbki, parafrazy, skróty i adaptacje. Niekiedy nowe ilustracje są okazją do kolejnego wykorzystania tekstu podanego już w kilku wcześniejszych wydaniach. Teksty są dopasowywane do czytelnika w różnym wieku. Wydawcy dokonują wielu starań, by książki były kupowane, ale jeżeli chodzi o ich zawartość – różnie bywa. Obok gniotów, pojawiają się perełki, zarówno pod względem językowym, jak i ilustratorskim oraz edytorskim. Przykłady negatywne pominę, lepiej szukać na księgarskich czy bibliotecznych półkach rzeczy wybitnych.
Badacz i krytyk książek dla dzieci i młodzieży, Grzegorz Leszczyński, dokonał ciekawego zestawienia, które z pewnością może być wskazówką, jaką książkę ofiarować dziecku. „Skandalicznie subiektywny kanon na początek wieku” zawiera dziecięce bestsellery goszczące na księgarskich półkach dopiero parę lat, jak i książki kultowe przynajmniej dla kilku pokoleń czytelników [2]. Leszczyński swoje propozycje podzielił na kategorie wiekowe. Dla najmłodszych przede wszystkim wiersze: Z. Beszczyńska, W. Chotomska, A. Kamieńska, J. Kulmowa, ale i 125 baśni do opowiadania dzieciom W. Kopalińskiego. W propozycjach dla dzieci w wieku szkolnym znalazły się m.in. książki P. Beręsewicza, M. Brykczyńskiego, M. Musierowicz, Ph. Pullmana. T. Pratchetta czy J.K. Rowling. Kanon Leszczyńskiego zawiera pozycje wartościowe, zasługujące na miano arcydzieł, jak i książki, które powinny znaleźć się w „magicznej bibliotece”, gdyż taka jest wola samych zainteresowanych. Literaturoznawca tak określił cykl o przygodach Harry’ego Pottera: „Literatura to przeciętna, tyle że książka znakomita. Zasługuje na medal za wszystkie skandale, które wywołała. Stała się zakazanym owocem, a to tylko wzmaga smak czytania” [3].
Tak, wszyscy wiedzą, kim jest Harry Potter. Dzieje młodego czarodzieja są często łatwiej przyswajalne niż np. historie o przygodach Sindbada Żeglarza. Właśnie – w tym drugim przypadku może kryć się niespodzianka, bo o ile wydawca książek Joanne K. Rowling jest zobligowany umową do wypuszczenia na rynek publikacji zgodnej z intencjami autorki, o tyle fabuły większości znanych od pokoleń opowieści, legend, baśni i bajek nie obowiązuje prawo autorskie. Pod popularnym, baśniowym tytułem tak naprawdę może kryć się dowolna treść. Dorosły zainteresowany literaturą, z jaką styka się dziecko, biorąc do ręki książkę, której nie zna ze swojego dzieciństwa, prawdopodobnie częściej poszuka recenzji na okładce, przewertuje środek, na wyrywki przeczyta kilka zdań i kupi lub – nie. Z kolei jeśli weźmie tzw. baśń klasyczną, może zasugerować się już tylko wydaniem, szatą graficzną, bo w końcu wiadomo, jak kończy się Śpiąca Królewna i że z Brzydkiego Kaczątka wyrośnie piękny łabędź. A właśnie tu może być zaskoczenie. (Na przykład Czarna Owca wydaje interesującą serię zatytułowaną Niebaśnie; Czerwony Kapturek Joanny Olech czy Jaś i Małgosia Leszka K. Talko to nowe historie oparte na znanych od pokoleń fabułach ze zmienionymi morałami).
Szukając klasycznych baśni, dobrze więc zwrócić większą uwagę na popularne tytuły, bowiem nie zawsze kryją się pod nimi te same treść i ten sam poziom, z którymi można było obcować przed laty. Na rynku pojawiają się dowolne przeróbki, parafrazy, skróty i adaptacje. Niekiedy nowe ilustracje są okazją do kolejnego wykorzystania tekstu podanego już w kilku wcześniejszych wydaniach. Teksty są dopasowywane do czytelnika w różnym wieku. Wydawcy dokonują wielu starań, by książki były kupowane, ale jeżeli chodzi o ich zawartość – różnie bywa. Obok gniotów, pojawiają się perełki, zarówno pod względem językowym, jak i ilustratorskim oraz edytorskim. Przykłady negatywne pominę, lepiej szukać na księgarskich czy bibliotecznych półkach rzeczy wybitnych.
Dwie Alicje
W 2010 rok u na przykład ukazały się dwie warte polecenia książki o przygodach Alicji w Krainie Czarów. Jedna – nakładem Naszej Księgarni (wznowienie). Pierwszą część przygód dziewczynki w cudownej krainie przetłumaczył Antoni Marianowicz, zaś Alicję po drugiej stronie zwierciadła przełożyła Hanna Bałtyn. Tłumacze ci postarali się, by tekst był czytelny dla młodego odbiorcy, dlatego też angielskie nazwy własne i niektóre określenia zostały zmienione. Czytelnicy znający tłumaczenia bliższe oryginałowi, mogą zatęsknić do absurdalnych wierszy i momentami przedziwnych zawiłości językowych innych edycji dzieła, niemniej w tym wypadku to dziecko, wirtualny odbiorca cudownych historii, jest najważniejsze. Uproszony język z pewnością stał się łatwiejszy do przyswojenia dla najmłodszych, a niewątpliwym atutem tego wydania są ilustracje znakomicie współgrające z treścią. Gosia Mosz wykreowała świat łagodny i delikatny, daleki od cukierkowatości, ale i niepokoju i wyraźnej kreski, charakteryzującej pierwsze wydanie. Melancholijne ilustracje są jak sen o barwnym dzieciństwie, w którym nic złego wydarzyć się nie może. Prace te kojarzą się z innymi książkami ilustrowanymi przez artystkę (np. Tajemnicze notesy Tywonki Danuty Parlak). Kredowe wydawnictwo prezentuje się świetnie.
Kolejnej próby zmierzenia się z niejednoznacznym dziełem Lewisa Carrolla podjęła się też Bogumiła Kaniewska. Książka, wydana nakładem oficyny Vesper, została opatrzona oryginalnymi ilustracjami Johna Tenniela. To tłumaczenie, według mnie, jest znakomite i z pewnością usatysfakcjonuje także niedziecięcego czytelnika. Nie jest to bowiem przekład stawiający na miękkość stylu czy uproszczenie treści, lecz wydobywający niekiedy takie niuanse językowe, które w pierwszym odczuciu mogą wydać się chropowate, jednakże w gruncie rzeczy wskazujące na jakąś słowną dwuznaczność. Sen (Alicji) w końcu nie płynie w równym tempie. Są tu przyspieszenia i zwolnienia.
To, czemu podlega przedstawiona rzeczywistość, zaczyna się już na poziomie słowa. Bogumiła Kaniewska nie ułatwia czytelnikowi lektury – i to jest właśnie najważniejszy atut tego wydania. Jak zadeklarował Wydawca: „A wszystko to dlatego, że jest to książka niezwykła: zabawnie poważna, filozoficzna jak poezja, absurdalnie logiczna, czułostkowa i kpiarska, prosta i wieloznaczna, pisana z myślą o dzieciach, lecz fascynująca dla dorosłych”. W istocie, sensy przygód Alicji są rozpięte gdzieś między tymi skrajnościami i – podobnie jak ze wszystkimi arcydziełami bywa – utwór ten wymyka się jednoznacznej interpretacji. Jak słusznie stwierdził Maciej Słomczyński, którego przekład ukazał się w latach sześćdziesiątych: „Jest to zapewne jedyny wypadek w dziejach piśmiennictwa, gdzie jeden tekst zawiera dwie zupełnie różne książki: jedną dla dzieci i drugą dla bardzo dorosłych” [4]. I jeśli można by podzielić polskie tłumaczenia na te dla dzieci i te dla dorosłych, to efekt pracy Kaniewskiej zdecydowanie należy do tej drugiej grupy.
Te dwie krótko omówione pozycje wydawnicze dowodzą, że można zaprezentować tę samą historię, konsekwentnie mając na uwadze pierwowzór lub też odchodząc od niego, ale nie na tyle, by zatracić piękno fabuły. Co najważniejsze – w obu książkach warstwa językowa pięknie komponuje się z warstwą obrazową.
Niech żyje baśń!
O to właśnie chodzi, by dziecko rosło w towarzystwie baśni mądrych i pięknych. Wersje uproszczone, w których obraz dominuje nad językiem, są wskazane dla najmłodszych. Naturalnie to są pierwsze książki dzieciństwa i cudownie jest, gdy mały czytelnik dorasta do kolejnych wydań; coraz to bardziej rozbudowanych wersji historii, które już zna. Klasyczne baśnie są wiecznie aktualne, bo sprowadzając ich sens do banału: dobro ze złem walczy odwiecznie, emocje i namiętności są te same bez względu na czas i miejsce. Niemniej dla dziecka to są pierwsze lektury; one staną się matrycą i punktem odniesienia dla kolejnych doświadczeń lekturowych. Z tej perspektywy znane baśnie są – paradoksalnie – ciągle nowe, nie tracą świeżości, choć wymagają zmian i przeróbek językowych i co jakiś czas takie „liftingi” przechodzą. O nowe bajki można być spokojnym. W ich przypadku, autorzy, ilustratorzy i wydawcy muszą przekonać do siebie czytelników, dziecko nie da się nabrać na „popelinę”. Literatura dla dzieci i młodzieży ma się dobrze, byle tylko dorośli kierowali się właściwymi kryteriami jej wyboru, zwłaszcza jeśli chodzi o bajki klasyczne i te powszechnie znane, gdyż im przykładowy rodzic zdaje się bardziej ufać, a musi mieć nie lada argument, by dziecko dziś wolało Królewnę Śnieżkę od Hello Kitty.
Joanna Wawryk
[1] R. Waksmund, Klasyka dziecięca dzisiaj, [w:] Po potopie. Dziecko, książka i biblioteka w XXI wieku, red. D. Świerczyńska-Jelonek, G. Leszczyński, M. Zając, Warszawa 2008, s. 24.
[2] Kanon zawarty jest w publikacji: G. Leszczyński, Magiczna biblioteka. Zbójeckie księgi młodego wieku, Warszawa 2007.
[3] Tamże, s. 72.
[4] L. Carroll, Przygody Alicji w Krainie Czarów, tłum. i wstęp M. Słomczyński, Kraków 2005, s. 5. Zob. L. Carroll, Alicja w Krainie Czarów. Alicja po drugiej stronie lustra, tłum. A. Marianowicz, H. Baltyn, il. G. Mosz, Nasza Księgarnia, Warszawa 2010; L. Carroll, Alicja w Krainie Czarów. Po drugiej stronie lustra, tłum. B. Kaniewska, il. J. Tenniel, Wyd. Vesper, Poznań 2010.